Park Narodowy Ranthambore to miejsce, w ktorym szanse na zobaczenie tygrysa sa najwieksze w Indiach, chociaz samych kociakow jest tam stosunkowo malo, ok 36. "Blisko jestem" mysle, "pojade" - na pierwsze safari w zyciu. Za 10 USD wykupilem wycieczke tzw. canterem, czyli 20 osobowym autobusem bez dachu. U bram parku, gdzie mieli czekac wszyscy uczestnicy, okazalo sie, ze jestem sam. Moja radosc jednak nie trwala dlugo. Inni pasazerowie mieli chyba wykupione jakies full opcje, bo przez godzine
jezdzilismy od hotelu do hotelu zbierajac wszystkich - pierwsza godzine z 3 na cale safari.
Ale nie bylo tak zle, bo przewodnik przedluzyl impreze, wiec w sumie bylismy w parku ponad 2.5h, no i wynudzilem sie jak nigdy, a nawet podrzemalem troche bo po nocy w autobusie bylem. Jezdzilismy tym canterem tak dookola, kilka razy w tych
samych miejscach. Widzielismy sporo saren przeroznych, troche krokodyli, no i mase ptakow, nad ktorymi gid sie rozwodzil (W Parku jest podobno 300 roznych gatunkow ptaka, choc ja bylem w stanie wyroznic 5 gatunkow - podobne do wrobla, podobne do
golebia, podobne do wrony, podobne do orla, podobne do bociana).
A tygrysa widzielismy tylko odcisk lapy na piasku (moim zdaniem steplowane) i tyle. Zamiast Oka Tygrysa byla wiec d..., i tez nie tygrysia, tylko czarna, taka karolakowa.