..
bez nazwy

67 | 35465
 
 
2008-11-30
Odsłon: 602
 

Tragarze i kelnerzy

Tragarze stanowia chyba podstawe ekonomi obszarow gorskich w Nepalu.
Bez nich nic nigdzie bvy nie dotarlo, nic nigdzie nie moznaby kupic.
Pracuja od nocy do nocy, najlepsi dzwigaja w bambusowych koszach i 100
kilogramow. Za kilogram przeniesiony na trasie Jiri-Namche Bazaar
dostaja rownowartosc 2 Euro. Trwa to 15 dni, i jeszcze 5 z powrotem.

Tragarze pracujacy dla agencji trekingowych zarabiaja mniej, ok 4 Euro
dziennie, ale i nosza mniej, 30, maks 40 kilogramow... Jezeli tylko
niosa to, co zostalo im przypisane. Czesto jednak, zeby dorobic, nosza
dodatkowy ladunki, przez co ich tempo spada znacznie. Czesto tez
zostaja wyekwipowani przez klientow w ubranie i buty, ktore w bardzo
krotkim czasie sa w stanie niewyobrazalnie uchrzanic. To chyba zeby
zniechecic klienta od prob odzyskania sprzetu po trekingu, gdyby ten
byl tylko wypozyczony, a nie darowany.

Tak jak gorskie wioski nie funcjonowalyby bez tragarzy, tak samo
uzalezniony jest od nich caly przemysl trekingowy, bo swoje pod
Everestem czy wokol Annapurny bety nosi na prawde malo kto. Tragarze
dzwigaja caly bagaz uczestnikow trekingu, oprocz bagazu podrecznego.
Jezeli jest to grupa kempingowa, nosza rozwniez namioty, wszystkie
sprzety i prowiant. Ale nie tylko.

Opad szczeki zaliczylem schodzac z Namche, kiedy zobaczylem 3
Koreanczykow niesionych DO GORY w koszach na plecach tragarzy. Nie
wygladali na chorych, rzuli gume i zwawo przebierali nogami, prawie
tak jakby sami szli. Probowalem zrobic zdjecie, ale kiedy posypaly sie
w moja strone kamienie ze strony przewodnikow, zrezygnowalem.

Wieczorami, kiedy juz klienci ida spac, porterzy graja w karty, pija
raksi i czasami pobija sie z tragarzami innej ekipy. Nie ta
przypadlosc drazni mnie jednak najbardziej, ani nie zapach tytoniu,
ktory zuja nieustannie

Otoz wielu tragarzy "turystycznych" zachowuje sie czesto jak jaki, z
ktorymi konkuruja, czyli jak bydlo. Idzie toto przed siebie, nie
patrzy jak i gdzie i nie wazne, ze kogos od czasu do czasu zepchnie ze
sciezki. Ale niech im bedzie - bez nich treking nie moglby przeciez
istniec.

Dla wielu nich praca tragarza jest etapem przejsciowym przed zostaniem
przewodnikiem.
Przewodnikow w rejon Everestu zabiera jeszcze wiecej ludzi niz samych
tragarzy, co ma sens. Ci jednak czesto nie potrafia sprostac
oczekiwaniom, choc nigdy nikomu do tego sie przyznaja.

Po pierwsze, sa leniwi. Chociaz zespol okazuje sie mocny, czego nie
bylo wiadomo podczas ustalania trasy przed trekiem, to i tak niezbyt
sa sklonni do zmiany trasy. W rezultacie cala wycieczka czesto idzie
sobie 3-4 godzinki dziennie, a potem sie nudzi, a w moznaby w tym
czasie jeszcze jedna przelecz, albo jeszcze jeden punkt widowkowy
odwiedzic.

A jezeli trase zmieniaja, to na niekorzysc klientow. Takim sposobem 2
calkiem sprawnych gosci z Niemiec nie weszlo na Cho La. Przewodnik, ze
wzgledu na "trudne warunki" na lodowczyku zawrocil ich zanim jeszcze
sami na niego weszli. Szedlem tamtedy pol godziny przed nimi i
trudnych warunkow nie doswiadczylem, podobnie jak kilkadziesiat osob
idacych z jednej i z drugiej strony. Spotkalem ich potem w czasie
"dodatkowego dnia restowego" w Khumjung, rodzinnej wsi przewodnika.

Albo odcinek miedzy Pisang, a Manang (Annapurna). Mozna go pokonac
albo wzdluz rzeki, dnem doliny, albo jej zboczem, przez Gyaru i
Ghrawal. Druga opcja jest bardziej wymagajaca fizycznie, choc bez
przesady, ale za to widoki na Annapurne II i III sa przepyszne.
Widoki, ktore wielu trekersom nie byly dane, bo przewodnik poprowadzil
ich dolem, nie wspominajac nawet o innej opcji.

Do lenistwa dochodzi slaba znajomosc topografii terenow, w ktorych
dzialaja. Koleaga wprowadzil raz zamet twierdzac, ze to co mam na
zdjeciu, to nie Dhaulagiri, choc sam bylem raczej pewien. Chcac sie
upewnic jednak i do tego przekonac kolege, w kolejnych dniach
pokazywalem zdjecie spotkanym przewodnikom, ale opinie byly
podzielone. Dopiero Kurczab rozwial moje watpliwosci.

Ale ani pod Annapurna, ani pod Everestem znajomosc topografii nie jest
potrzebna, bo szlaki sa dobrze oznaczone, wystarczy isc tam gdzie
wszyscy. Ale w tym momencie po co komu przewodnik? Bo jezeli nie
wskazywac droge, pokazywac ciekawe miejsca, to po co? Dla wielu
przewodnikow jedynym konstruktywnym zajeciem jest zbieranie od
klientow zamowien na sniadanie, lancz czy kolacje, a potem serwowanie
gotowych dan, czyli inaczej kelnerowanie.

Oczywiscie, wsrod przewodnickiej braci znajda sie dobrze
wykwalifikowani i wyszkoleni fachowcy, ktorzy nierzadko otarli sie o
jakis wierzcholek, a to Everest, a to Cho Oyu, a to Kangenjunge, ale
Ci sa w mniejszosci.

Jezeli wiec mialbym cos doradzic, to rezygnacja z przewodnika i
krotkie trzymanie porterow, jezeli decydujemy sie na tych.
 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd