Wrocilem do Tajlandii po Birmie i... zaczely sie nudy, bo porownujac ja do tego drugiego kraju, kazdy stwierdzi, ze jest to kraj malo egzotyczny, co ma swoje dobre i zle strony.
Z tej dobrej, mozna sobie tutaj odpoczac po takich Indiach powiedzmy. Z drugiej, jest to kraj mocno turystyczny, a wiec dla mnie nie do konca atrakcyjny. O ile pierwsze zetkniecie z tradycyjna architektura, ze swiatyniami i palacami, bylo bardzo ciekawym doswiadczeniem, to potem wszystko zaczelo wydawac mi sie takie same. Oczywiscie, takie same nie jest, ale ja znowu nie jestem takim znawcom tematu, zeby wgryzac sie we wszystkie niuanse i bardziej liczy sie dla mnie efekt ogolny.
W Tajlandii maja bardzo dobra infrastrukture, ale tez czesto niedostepne dla turystow niezaleznych, nie lubiacych zorganizowanych wycieczek i bycie prowadzanym z miejsca na miejsce, sa na przyklad parki narodowe, bo czesto nie ma nawet jak sie po nich przemieszczac, szczegolnie jezeli jest sie solo i nie ma z kim podzielic kosztow wynajecia samochodu. Moze byc tak, ze transport taki istnieje, ale za cholere nie da sie nic nigdzie dowiedziec, a zaraz opadaja czlowieka kolesie od zorganizowanych wycieczek albo taksiarze i jest po ptokach.
Tym razem takze udalem sie na polnoc, zostawiajac plaze i nurkowanie na nastepna wizyte. Odwiedzilem ruiny kolejnej starozytnej stolicy (ktora to juz w ciagu ostatnich pieciu miesiecy?) Sukhotai, calkiem fajne nawet. Potem pojechalem do Chiang Mai, stolicy trekingu w Tajlamdii, ale na zaden trek sie nie zdecydowalem, bo mocno zalatuje to komercha. Tajlandia trekingowa sie juz skonczyla, i to chyba calkiem dawno.
Nie udalo mi sie tez zdobycie najwyzszego szczytu Syjamu, Doi Inthanon, bo mimo informacji z przewodnika, ze jest przeciwnie, nie ma zorganizowanego publicznego transportu do podnoza gory, a na taksowke kosztujaca dwukrotnosc mojego dziennego budzetu, sie nie zdecydowalem (ale sie wszyscy dziwili).
Przy okazji, zaobserwowalem u Tajow takie smieszne zachowanko: jezeli probuja cos sprzedac, na przyklad wycieczke, to cala ich uwaga jest skupiona na potencjalnym kupcy, do tylka mu wchodza niemalze. Jezeli ten jednak pokazuje, ze nie jest zainteresowany, wykonuja zwrot na piecie, i momentalnie znikaja. Przekomicznie to wyglada, zwrot o 180 stopni nie tylko jezeli chodzi o kierunek, ale tez ich nastroj. Wyobrazam sobie, ze moze to byc irytujace, mnie to bawi niesamowicie.
Nastepnym punktem bylo Chiang Rai, gdzie tez rozwazalem trek, ale komercha jednakowa, a ceny dwa razy wieksze niz w Chiang Mai, wiec zong. Generalnie miasteczko mile i spokojne, ale nietanie.
Dzis wieczorkiem planuje jeszcze zafundowac sobie masaz tajski, bo nie mialem okazji do tej pory, a podobno warto, a jutro rano, zanim jeszcze kur zapieje, jade do Chiang Khong, gdzie przeprawiam sie przez Mekong i mykam do Laosu.
Copyright © 2014 by gorskieblogi